Zwykłe piankowe klapki na rzep, z rzucającym się w oczy logo firmy na przodzie, stały się artefaktem typowego Polaka lat 90. Ich kult właśnie powraca. W czym tkwi sekret?
Ciężko znaleźć kogoś, kto swego czasu sam by ich nie nosił albo chociaż nie miał w rodzinie ich miłośnika. Na gołą stopę lub w skarpetkach, po domu lub na basenie. Trzydzieści lat temu w klapkach Kubota chadzał niemal każdy.
Produkt podbił serca Polaków z uwagi na swoją niezwykle niską cenę, ale wiele osób doceniło go także za wygodę. Kiedy styl lat 90. odszedł do lamusa, klapki zostały okrzyknięte synonimem kiczu i złego smaku. Mimo to, reaktywowana niedawno marka przeżywa swoją drugą młodość.
Jak w ogóle doszło do tego, że Kuboty pojawiły się na polskim rynku? Wszystko zaczęło się od momentu, w którym jeden z późniejszych założycieli firmy zdecydował się na wycieczkę do Chin, o której przeczytał na uniwersyteckiej tablicy ogłoszeń. Tam dostrzegł, że spora część przyjeżdżających do Chin Polaków ma raczej handlowe, a nie naukowe zacięcie i wyjazdy traktuje w przeważającej mierze jako szansę na import azjatyckich towarów do kraju.
Możliwości na zrobienie interesu były wówczas ogromne, ponieważ ilość produktów, które można było znaleźć i tanio kupić na ulicach chińskich miast, była nieporównywalna z ówczesnym stanem polskiego rynku. W ten sposób młody mężczyzna odkrył w sobie handlową smykałkę i wkrótce zaczął sprowadzać coraz to większe ilości azjatyckich ubrań i butów do kraju.
Pierwsze sztuki klapków Kubota pojawiły się na targach i w sklepach w 1994 roku. Był to czas, kiedy wolny rynek w Polsce był jeszcze w powijakach, wielu rzeczy nadal brakowało i wszystko, co było importowane zza granicy i sprzedawane po korzystnej cenie, sprzedawało się w bardzo szybkim tempie. Wkrótce popyt na Kuboty był tak duży, że zamawiano tysiące par, które w kontenerach wędrowały koleją transsyberyjską z Chin do Rosji i dopiero stamtąd transportowane były nad Wisłę. Największe ich ilości trafiały, naturalnie, na warszawski Stadion Dziesięciolecia, na którym sprzedawcy klapków mieli prawdziwe żniwa.
Polacy pokochali klapki Kubota nie tylko za to, że zwyczajnie były dostępne w sprzedaży, ale przede wszystkim za wyjątkowo niską cenę. Piankowe wykonanie i charakterystyczny kształt zapewniały także dobrą amortyzację, lekkość i przewiewność, a o ich niebywale długiej wytrzymałości do dziś krążą legendy.
Po około 10 latach zmieniły się jednak czasy, trendy, zmienił się rynek i potrzeby klientów. Zaczęła także rosnąć świadomość dotycząca towarów sprowadzanych z Dalekiego Wschodu, ich jakości i warunków, w jakich są produkowane. Kuboty przestały być rozchwytywanym towarem, a stały się obiektem memów i kpin ze złego gustu Polaków.
W 2018 roku czworo przyjaciół z Łodzi postanowiło tchnąć w kulejącą markę Kubota nowe życie. Po roku od tego pomysły nawiązali współpracę z właścicielami firmy i rozpoczęli prace nad Kubotami 2.0. Chociaż dostępne w sieci zdjęcia nowych Kubot przenoszą nas wspomnieniami w dawne czasy, to w obrębie wizerunku marki i procesu produkcyjnego zmieniło się niemal wszystko.
Nikt dziś nie sprowadza ich kontenerowcami z dalekich Chin. Nowe modele są projektowane i produkowane w Polsce, a do ich tworzenia wykorzystuje się wyższej jakości materiały. Miłośnicy mogą wybierać z całej gamy wzorów – od legendarnych „klasyków” po kolorowe klapki wykonane z prawdziwej skóry lub eko.
Zmienił się także klient, do którego marka kieruje swoją ofertę. Kuboty nie są już tanim obuwiem, za które zapłacimy kilkanaście złotych, co spotkało się z paroma krytycznymi głosami. Wydaje się jednak, że stawianie na krajową produkcję oraz wykorzystanie trwalszych i jakościowo lepszych materiałów, jest krokiem we właściwą stronę.
Kuboty powracają przecież wcale nie jako kopia klapków z lat 90., a jako odświeżone i udoskonalone wspomnienie tamtych czasów, specyficznego „niestylowego stylu” i sentymentalny żart.
Zdjęcie główne artykułu: źródło: pxhere.com